czwartek, 3 września 2015

Historia pewnej koszuli i pierwsze relacje ze szkoły.

Stoję przed szafą pełną ubrań, ale nie takich równo i kolorystycznie ułożonych. Raczej takich zwiniętych w kłębek, upchniętych byle gdzie, tam gdzie miały być spodnie, co prawda są, ale nie tylko. Swetry, kolorowe koszulki i nawet para butów. Nadal nieidealnie. Już w sumie pomińmy ten fragment.
Stoję przed szafą pełną ubrań. Wciąż. Intensywnie myśląc o tym co mogłabym ubrać, żeby wyglądać choć trochę, no wiecie, normalnie. Wdycham i wydycham powietrze, na czole leci kropelka potu. 'Coubraćcoubrać!!' W końcu zauważam jedną z koszul, 'tych' koszul. Takich które ubiera się właściwie raz lub dwa razu do roku. Z zadowoleniem WYTARGUJĘ ją z pod sterty ubrań. Nie wiem co ja myślałam.. Że wyciągnę z szafy rzecz, której nie widziałam na oczy dwa miesiące, a ona będzie świeża jak prostu z pralki wyciągnięta, pachnąca i wyprasowana tak jak prasuje się tylko dwa razu w roku. Nieważne. Chyba znacie to uczucie, kiedy chcecie coś zwyczajnie ubrać, ale raczej.. się nie da?
Zdruzgotana lecę czym prędzej do łazienki, po drodze łapie też mydło, pośpiesznie włączam kran. Koszuli za to przybyło parę (kilo)gramów, przez wodę oczywiście. 2 minuty później koszula wisi już na sznurku. Dookoła ciemno. księżyc wysoko na niebie. Ja wieszam pranie. Gdyby jakiś sąsiad mnie zobaczył stwierdził by, że jestem albo niespełna rozumu albo oszczędzam na wodzie. (Po 22 woda jest tańsza). Następnego.. dnia, z tą samą koszulą pędzę po żelazko, którym dosłownie w 5 minut uprasowałam białą, bawełnianą koszulę. 



I w tej samej koszuli, tego dnia, w 30-stopniowym upale (była godzina 9) czekałam na autobus. TEN autobus. Taki, który jedzie, a ty musisz wysiąść (brawo) i z uśmiechem na twarzy udać się do swojej nowej szkoły. I w tej samej koszuli, za 4 lata pójdziesz do tej samej szkoły. Bo szkołę tą kończy się za 4 lata. To technikum.

I szczerze mówiąc nadal nie wiem czy dobrze zrobiłam, wybierając technikum, czy nie będzie za łatwo, czy nie będzie za trudno..
Póki co jedna trzecia mojej klasy chce się przepisać, bo nauczyciele nie tacy jacy mają być - niewymagający.. Bo wredni, paskudni, straszni. Nie do końca. Po pierwsze nie wszyscy, a raczej tylko paru. Po drugie da się to chyba wytrzymać, tak sądzę. Aha i po trzecie. Niektórzy myślą, że w technikum nie trzeba nic robić, samo się zrobi. Przyszli tu, bo musieli, nawet nie wiecie jak to mnie wkurza!
I wiecie co, myślę intensywnie o szkole, o tych czterech latach, czy to nie będzie zmarnowane.. Moi znajomi, którzy poszli do liceów skończą szkołę o rok wcześniej, będą już studiować, gdy ja będę przygotowywać się do matury. Wszyscy będą pisać jak to świetnie jest mieszkać w dużych miastach i zaje*iście studiować, jaka to nieograniczona wolność. I boje się tego najbardziej. Że mogę się załamać, że jestem taka uziemiona. Kiedyś myślałam o liceum, intensywnie myślałam, tak jakbym była zdecydowana, ale w sumie ja nawet teraz nie jestem zdecydowana, może po pierwszym miesiącu lub dwóch okaże się czy to dobry wybór, czy też nie.
Coś czego się również boję, bo zauważyłam to, iż będzie za duży luz. Teraz prawie nic nie robimy, nic nie zadają, jestem przyzwyczajona do wiecznej roboty, a tu nic. Wiem, że początek roku, ale trochę mnie to dziwi. Nie to, że od razu chce 5 zadań z matmy, 3 z geografii i 50 z chemii. Ale to zastanawiające... Może ktoś z was jest w technikum? Jak to jest? A najlepiej jakby ktoś z was był w technikum Gastronomiczno-Hotelarskim..

źródło:https://unsplash.com/


Jak jest w waszych szkołach? Może ktoś z was też poszedł do nowej szkoły?

Powodzenia i pozdrawiam 

Nat x